Władysław Foltyn
Biografia
Urodził się w 1923 roku w Dworach koło Oświęcimia. Jako robotnik cywilny pracował na terenie obozu. Za pomoc więźniom obozu został aresztowany i osadzony w bloku 11 (zwanym później „Blokiem Śmierci”). Zwolniony z obozu w 1943 roku, został wysłany na roboty w głąb Rzeszy. Tuż po wyzwoleniu sowieccy żołnierze zamknęli go w tej samej celi, w której więziło go obozowe gestapo.
Po wojnie, aż do emerytury, pracował w oświęcimskich zakładach chemicznych.
Relacja
Z zawodu byłem cieślą, nikt jednak o tym nie wiedział, bo w tamtych czasach trzeba się było ze wszystkim ukrywać. Aby nie być wywiezionym na roboty do Niemiec, człowiek chwytał się jakiejkolwiek pracy. Kolega zaproponował, że weźmie mnie do pracy na terenie obozu. Z żalem muszę przyznać, że byłem jednym z tych, którzy pracowali przy budowie pieca krematoryjnego w Birkenau. Dobrze wiedzieliśmy, do czego on miał służyć, bo jeden był już czynny. Ale takie wówczas było życie, że trzeba było wykonywać różne prace, aby żyć.
Jedną z najstraszniejszych chwil w czasie wojny było aresztowanie mnie i pięciu lub siedmiu moich kolegów. Jako robotnicy cywilni mieszkaliśmy w specjalnych mieszkaniach, nie wolno nam było wracać do domów. Jednak my, miejscowi, w nocy uciekaliśmy do rodzin, a rano szliśmy normalnie do pracy.
19 września 1942 roku rano jak zwykle wróciłem do roboty, ale nie zastałem nikogo. W obozie panowała kompletna cisza. Przyszedł Grabner i zabrał mnie do wydziału politycznego (obozowe gestapo). Tam wskazywał tylko palcem – ten, ten, ten… – który do bunkra.
Wsadzono mnie do celi numer 18 w bloku 11. Nie wiem, czy to był przypadek, że osadzono mnie w pomieszczeniu, w którym wcześniej zginął św. Maksymilian? Wówczas wiedziałem tylko tyle, że przede mną siedział tam jakiś zakonnik.
Wsadzili mnie do bunkra pod pretekstem pomocy więźniom.
Chcę jeszcze zaznaczyć, co może wydać się dziwne, że jako więzień nie miałem numeru obozowego. Z obozu wyszedłem 15 albo 17 stycznia 1943 roku w fatalnym stanie – wygłodzony, wycieńczony, zawszony.
Jesienią 1943 roku zostałem wysłany na roboty na teren Austrii. Wierciliśmy w górze trzy tunele a w środku komnaty dla Himmlera. Do domu wróciłem jeszcze przed końcem wojny…
*
Pamiętam wyzwolenie Oświęcimia. Był zamglony dzień. Grupki chłopców chodziły i nasłuchiwały odgłosów wystrzałów. Wiedzieliśmy, że idą Sowieci.
W mieście natknęliśmy się na pięciu Rosjan ubranych w białe, maskujące mundury. Radość była ogromna, wszyscy cieszyli się z nadchodzącej wolności.
Te radosne chwile mąciły jednak incydenty z wyzwolicielami. W jednym z domów ukradli świnię i zaczęli ją natychmiast ćwiartować. Sowiecka bomba zrzucona nad Dworami na wóz z dyszlem (pilot myślał chyba, że to działo przeciwlotnicze) zabiła kilka osób, między innymi starszego kolejarza.
Koledzy prosili, bym poszedł z nimi zobaczyć, jak wygląda obóz. Chcieli wejść do strefy, do której przez lata miejscowi nie mogli się nawet zbliżać pod groźbą kary śmierci. Po jakimś czasie rozdzieliśmy się. Nagle zobaczyłem dwóch Rosjan zmierzających w moim kierunku. Spytali, co tu robię. Powiedziałem prawdę, że przyszedłem zobaczyć obóz. Nie uwierzyli. Poprowadzili mnie pod lufami karabinów. Wkrótce przekroczyliśmy bramę z napisem „Arbeit macht frei”. Pomyślałem, że może chcą, abym im w czymś pomógł, ale oni zaprowadzili mnie do bloku numer 11 i wsadzili do tej samej celi, w której siedziałem w grudniu 1942 roku. Jakie ja miałem wówczas myśli: „Upiją się, zgubią klucze, a ja tu z głodu umrę…”. Wieczorem wypuścili mnie jednak, ale zabrali mi buty.
Pamiętam także, jak Sowieci zabierali zegarki i rowery. Podchodzili żołnierze i pytali, która godzina. Odpowiadało się odruchowo. Wówczas oni mówili: „Dawajcie zegarek, ja za was wojował”. Z rowerami było podobnie. Jeden udawał chorego, a drugi mówił, że musi go odwieźć do szpitala. Tak właśnie pozbyłem się i roweru, i zegarka.
*
W lutym 1945 roku odbył się pogrzeb osób zamordowanych w obozie, których ciał Niemcy nie zdążyli spalić. Ofiar było około osiemset. W pogrzebie uczestniczyli wysocy rangą oficerowie Armii Czerwonej. Zapamiętałem również niektórych przedstawicieli miasta, między innymi księdza prałata Jana Skarbka i pierwszego po wojnie burmistrza Marcina Krzemienia. Odegrano hymny polski i sowiecki, wygłoszono przemówienia a honorowa kompania oddała salwę. Trumny opuszczono do mogiły zbiorowej. Brałem czynny udział w tej ceremonii.
Galeria
Brak zdjęć