Pasiak w walizce

Jan Olszyński – Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau
Bolesław Olszyński – Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau

Widziałem w jesieni 1942 roku wybieranie przez doktora Menele więźniów dotkniętych flegmoną. Byłem wówczas świadkiem, jak na miejsce mającego otwarte rany na nogach Bolesława Olszyńskiego z mojego transportu wysunął się niepostrzeżenie do przeglądu jego syn, ratując w ten ryzykowny sposób ojca. Ilość stojących do przeglądu się zgadzała, numerów nie kontrolowano, więc podstęp mógł się udać. Zdrowi po kąpieli odeszli na blok, chorych gdzieś przeprowadzono. Następnego dnia już ich nie było. Ponieważ nigdy nie wrócili należy sądzić, że ich zagazowano… (zeznanie Alfreda Wójcickiego dla prokuratury we Frankfurcie nad Menem)

*

8558, 39230, 3928…. Tajemniczy ciąg cyfr, niewiele mówiące numery? Nie. Rodzina Olszyńskich. Jedna z wielu. 8558 – matka, 39230 – ojciec, 39231 – syn Jan. Ten, który wstąpił do szeregu zamiast chorego ojca, ratując mu życie.

Gdy go poznaję, ma już ponad 70 lat i doskonałą pamięć. Urodził się w 1924 roku. Świetnie się uczył, był dobrze zapowiadającym się pięściarzem. Gdy trafił do KL Auschwitz, miał zaledwie 18 lat. Z tamtych lat pamięta wszystko: numery, nazwiska, twarze, gesty, zdarzenia, każdy uścisk dłoni, każde słowo pociechy… I nade wszystko ojca, a właściwie dzień, w którym zginął. Więc pamięta o ojcu.

*

Lata międzywojenne, Katowice. Rodzinie Olszyńskich świetnie się powodzi. Po studiach w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Sankt Gallen w Szwajcarii Bolesław wrócił do Polski i robił błyskawiczną karierę. Szybko awansował, objął stanowisko dyrektora Wspólnota Interesów Górniczo-Hutniczych, potężnego koncernu przemysłowego. W domu Olszyńskich bywali  Wojciech Korfanty, wojewoda śląski Michał Grażyński, biskup Stanisław Adamski i cała ówczesna śląska elita. Po agresji Niemiec wojewoda zlecił Olszyńskiemu misję w Krakowie. Tam w mieszkaniu przy ulicy Jana 3 prowadził punkt kontaktowy i przerzutowy dla Polaków, którzy musieli uciekać ze Śląska. Wiosną 1942 roku gestapo urządziło kocioł. Aresztowano Olszyńskich, Kościelniaków, Hamerlów. Dwa koszmarne miesiące w więzieniu przy Montelupich. Ciężkie, przeciągające się śledztwo. Wreszcie decyzja: deportacja do Konzentrationslager Auschwitz.

Główna brama KL Auschwitz – Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau

– W celi transportowej na Montelupich po raz pierwszy od dwóch miesięcy miałem okazję rozmawiać z ojcem – wspomina Jan Olszyński. – Byliśmy zmordowani psychicznie, wycieńczeni fizycznie. Cieszyliśmy się jednak, że wreszcie udaje nam się wyrwać z Montelupich. Mieliśmy nadzieję, że w Auschwitz jakoś łatwiej będzie przetrwać.

*

Ich transport przyszedł do obozu w czerwcu 1942 roku. Najpierw była kwarantanna. Dzięki przyjaciołom Bolesław Olszyński dostał się do dobrego komanda. Został Schroeiberem (pisarzem). Syna udało mu się umieścić przy hodowli koni. Tam Jan zapadł na tyfus.

 – Ojciec cały czas nade mną czuwał, utrzymywał kontakt. Jak byłem chory, podchodził do drutów okalających barak, przynosił chleb, cukier, cebulę… Gdy wyzdrowiałem, przyjaciele ojca umieścili mnie  w odwszawialni na bloku 36. To było dobre, w miarę bezpieczne miejsce.

Miłość w piekle. Rytuał codziennych kontaktów. Po porannym apelu, kiedy formowały się komanda robocze, Jan podbiegał na chwilę do ojca, całował go w rękę, szeptał jakieś ciepłe słowa lub szukał pociechy. Kiedy to było niemożliwe, biegł do bloku i stawał w oknie, wyławiał ojca spośród tłumu i czekał, aż ten podniesie głowę. Wreszcie ich spojrzenia spotkały się.

 – Obecność ojca trzymała mnie przy życiu, dodawała wiary, otuchy. Wystarczyło, że spojrzał na mnie, bym wiedział, że jest, że troszczy się o mnie, że czuwa nade mną. Cały czas czuwał. Do dziś czuwa.

*

Wspomniałem wyżej o wypadku uratowanego chorego ojca przez syna. Tenże właśnie Olszyński – senior niedługo cieszył się życiem. Widocznie już przy selekcji flegmony był przewidziany do likwidacji. Dnia 28.10.1942 roku przybył do obozu transport 240 więźniów z Lublina. Za nimi na blok 11 odprowadzono wybranych z lagru więźniów. Gdy w korytarzu kazano im się rozebrać, skazańcy odmówili. Siłą wywlekano ich na dziedziniec i tam mordowano. Po egzekucji wywożono krwawiące jeszcze ciała na odkrytych wozach ciągnionych przez więźniów całą Lagerstrasse ku bramie z napisem „Arbeit macht frei”, do krematorium. Ktokolwiek był w bloku, a mógł podglądać, widział, jak za jednym z wozów szedł mimo tak ścisłej Lagerspere (zakaz poruszania się po obozie), jeden Haftling z odkrytą głową. Wypadek nienotowany w kronikach KL Auschwitz. Był to syn zamordowanego. ( z zeznania Alfreda Wójcickiego).

*

Tego dnia Jan nie zdążył spotkać się z ojcem. Po nocnej pracy przy odwszawianiu odzieży poczuł się bardzo zmęczony. Nie mógł jednak usnąć. Usłyszał jakiś rumor na zewnątrz. Podbiegł do okienka i zobaczył, że esesmani i blokowi ustawiają więźniów dziesiątkami w kolumnie. Kiedy pochód skazańców ruszył w kierunku bloku 11, na którego dziedzińcu odbywały się egzekucje, w pierwszym szeregu dostrzegł ojca. Wybiegł z bloku i ruszył za skazańcami pod blok 11. Kiedy go przepędzono, wybiegł na piętro bloku 10 i przywarł do szczeliny w oknie, przez którą było widać dziedziniec. Widział egzekucję i śmierć ojca.

Potem czekał pod blokiem 11. Gdy otworzono bramę i ruszyły wozy, na jednym z nich dostrzegł ciało ojca. Zdjął czapkę i podążył za nim. Aż do obozowej bramy… Dlaczego nikt go nie przepędził, nie zatrzymał? Może załoga obozu przeoczyła, a może nie śmiała przerwać tego upiornego konduktu złożonego z kilkuset ciał i jednego żałobnika…

Załamał się. – Musisz żyć – tłumaczył Erwin Olszówka ze Śląska. – Masz jeszcze matkę – dodawał mecenas Woźniakowski z Krakowa. Dzięki nim przetrwał kryzys. Postanowił odwiedzić matkę w Birkenau. Była chora na tyfus. Zostawił jej cukier, dobre słowo nadzieję. Kiedy odwiedził ją drugi raz, była już mocniejsza.

*

10 marca 1943 roku Jana Olszyńskiego przeniesiono do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Potem była ewakuacja do Flossenburga. Potem do Dachau. Wyzwolenie. Mógł zostać na Zachodzie, jak radzili mu koledzy, ale nie dopuszczał siebie takiej myśli. Chciał jak najszybciej wrócić do Polski, nawet tej pod jarzmem komunistów i Sowietów. Myślał o matce i bracie, który walczył w Armii Krajowej. Wreszcie pierwsze spotkanie w Krakowie. Wielka radość? Dziwna, bolesna radość…

Spotkanie przerwał napad funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki. Jana osadzono na Podwalu (pod ubraniem miał obozowy pasiak) i wypuszczono z aresztu dopiero po dwóch miesiącach. Brata przewieziono do Kielc, tam skazano i osadzono w więzieniu, z którego został odbity przez antykomunistyczne podziemie. Udało mu się uciec z Polski. Osiadł w Australii.

*

28 października 1945 roku, Oświęcim. Jan błąka się po terenie byłego obozu Auschwitz.  Próbuje odtworzyć dzień śmierci ojca – blok 8A, blok 11, blok 10, marsz w kondukcie…

KL Auschwitz. Dziedziniec bloku 11, miejsce egzekucji – Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau

Po roku znów przyjechał. I po roku znowu. Od ponad pół wieku Jan Olszyński 28 października żegna się z ojcem. Powtarzający się rytuał. Co roku 27 października pakuje do walizki obozowy pasiak i rankiem wyjeżdża z Krynicy do Katowic. Zatrzymuje się u wuja Hamerli, który także przeżył Auschwitz. Następnego dnia wyrusza do Oświęcimia, wraca do Auschwitz. Wtedy lubi być sam. Jeszcze raz widzi to wszystko, co przeżył. Przypomina sobie ojca, stojące szeregi, twarze ludzi, gesty.

P.S.

Jan Olszyński zmarł w Krynicy w 2001 roku. Ostatni raz odwiedził Auschwitz 28 października 2000 roku.