
Archiwum PMA-B
Miał swój azyl. Domek teścia na Sądecczyźnie. Na stromym pagórku porośniętym lasem, gdzieś między Siekierczyną a Falkową. Przyjeżdżał tam, kiedy tylko mógł – na święta, na urlop. Myślał, że osiądzie tam na emeryturze. Jednak na emeryturze musiał się podjąć kolejnej misji – zmierzyć się z komunistyczną propagandą.
Jego wieloletnie badania, dowiodły, że w czasach PRL usiłowano fałszować również historię obozów koncentracyjnych. – Opowieść o uratowaniu Mieczysława Pronobisa przez Mariana Batkę jest bezpodstawną hipotezą – podkreśla Adam Jurkiewicz, były więzień Auschwitz z pierwszego transportu do obozu. – Danuta Czech, długoletnia kierowniczka Działu Historii Obozu w Państwowym Muzeum Oświęcim (obecnie Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau – przyp. BW) wymyśliła ją wbrew znanym sobie dokumentom archiwalnym.
Danuta Czech, wówczas już emerytka, uznała, że Jurkiewicz jest maniakiem. A ona nie ma zamiaru komentować wywodów maniaka.
*
Marian Batko, nauczyciel gimnazjalny z Chorzowa, trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz z początkiem kwietnia 1941 r., po kilku miesiącach spędzonych w więzieniu. 23 kwietnia 1941 roku znalazł się wśród dziesięciu więźniów wybranych jako zakładnicy za uciekiniera z bloku 2. Był to pierwszy przypadek zastosowania takich represji w obozie. Wszyscy spodziewali się, że wybrani z szeregów więźniowie otrzymają karę, ale nikt nie przypuszczał, że aż tak drakońską i okrutną. Całą dziesiątkę umieszczono w podziemnej celi bloku 13 (później blok 11) i skazano na śmierć głodową. Batko zmarł jako pierwszy 27 kwietnia.

*
W 1957 roku w pierwszym numerze „Zeszytów Oświęcimskich” zamieszczono reprodukcję tekstu książki bunkra (wewnętrznego aresztu obozowego), gdzie pod datą 23 kwietnia 1941 figuruje nazwisko Batki. Pisarz blokowy, Franciszek Brol, uczeń profesora, dopisał przy nazwisku nauczyciela: wystąpił z szeregu i zgłosił się dobrowolnie na śmierć. Brol nigdy nie złożył oświadczenia, na jakiej podstawie dokonał takiego zapisu.

W 1972 roku Rada Państwa odznaczyła pośmiertnie Krzyżami Złotymi Orderu Virtuti Militari Mariana Batko i o. Maksymiliana Kolbe. Dyrekcja Państwowego Muzeum umotywowała wnioski o odznaczenie następująco: M. Batko w czasie wyboru zakładników za ucieczkę więźnia zgłosił się dobrowolnie na śmierć głodową (podstawa – Książka bunkra). Ojciec Kolbe zgłosił się dobrowolnie na śmierć głodową, aby uratować życie innemu więźniowi” (podstawa – materiały dot. ks. Kolbe).
W 1972 roku Danuta Czech, wówczas kustosz Muzeum, przypomniała sobie, że jej kolega z czasów szkolnych, Mieczysław Pronobis, wspominał kiedyś, iż został uratowany przez nieznanego sobie więźnia w czasie wybiórki do bunkra głodowego. Ponieważ Pronobis zmarł w 1950 roku, Czech postanowiła skontaktować się z jego rodziną. Rodzice i siostra złożyli stosowne oświadczenia. Okazało się, że doskonale pamiętają epizod, ponieważ syn często o nim opowiadał.
W 1979 roku „Głos Nauczycielski” ogłosił wielką akcję pod hasłem: Kto znał bohaterskiego nauczyciela Mariana Batko? Sygnałem był artykuł jednego z pracowników Muzeum, w którym postawiono hipotezę, że uratowanym przez profesora mógł być 16-letni wówczas Mieczysław Pronobis. Redakcja, zasypana listami, wciąż publikowała nowe wspomnienia i materiały rzucające więcej światła na sprawę. Wyłaniała się z tego piękna i cenna ze względów pedagogicznych historia uratowania ucznia przez profesora.
7 czerwca 1979 roku Telewizja Polska wyemitowała w programie Świadkowie reportaż o Marianie Batce. Występujący w programie Kazimierz Smoleń, dyrektor oświęcimskiego muzeum przedstawił czyn profesora, zwracając uwagę, że dokonał go on wcześniej niż ojciec Kolbe.
W następnych latach w prasie pojawiają się liczne publikacje. Marian Batko wyrasta na „świeckiego świętego”, rywala ojca Kolbe. Montuje się pamiątkowe tablice a szkołom nadaje imię bohaterskiego nauczyciela. W 1985 roku zawiązuje się Nauczycielski Ruch Pokoju im. Mariana Batki, który organizuje sesje, obchody i wielkie manifestacje nauczycielskie na terenie było obozu Auschwitz.
Zdarzało się, że do Muzeum pisali listy górnicy z Trzebini oburzeni faktem, że za dużo mówi się o ofierze ojca Kolbe, a za mało o Marianie Batce. Wycieczki z komitetów wojewódzkich PZPR nie raz wmawiały przewodnikom, że tylko ofiara Batki była prawdziwa a historia świętego Maksymiliana została wymyślona, wycieczki szkolne pytały, dlaczego nie wspomina się, jak nauczyciel Batko poświęcił życie za ucznia Pronobisa…
W 1989 roku Marian Batko i Mieczysław Pronobis jako bohaterowie tego samego zdarzenia przechodzą z łamów prasy i kart broszur na karty historii. W niemieckojęzycznym wydaniu Kalendarium obozu Danuta Czech podała w przypisach, że uratowanym przez Batkę więźniem był Pronobis.
*
Adam Jurkiewicz, żołnierz Września, więzień Auschwitz nr 476, uciekinier z Neuengamme, sądecki partyzant, emerytowany inżynier-chemik, nie przypuszczał w 1987 r. biorąc do ręki broszurę Marian Batko autorstwa prof. A. Szefera, że właśnie rozpoczyna trzecią batalię w swoim życiu. Po bataliach o Polskę i życie przyszła kolej na batalię o prawdę. – Trzy lata spędziłem w Auschwitz. Byłem świadkiem wystąpienia ojca Kolbe – mówi. – Takie wydarzenia się pamięta. Samowolne wystąpienie więźnia z szeregu szokowało. W obozie byliśmy obyci ze śmiercią, stała się ona czymś normalnym. Niezwykły natomiast był akt nieposłuszeństwa. O uratowaniu Pronobisa przez Batkę nigdy nie słyszałem, choć pracowałem z więźniami z bloku 2, z którego odbywała się owa wybiórka.
Jurkiewicz zwrócił uwagę na fakt, że żaden z byłych więźniów nie potwierdził tej historii, ocalony nie znał nazwiska swego wybawcy, a sprawa stała się głośna dopiero w 26 lat po wojnie. – Wydało mi się to dziwne – mówi. – Po apelu, na którym wystąpił ojciec Kolbe, w moim bloku wciąż komentowano to wydarzenie. Znaliśmy od razu nazwiska obu bohaterów zajścia, a już w 1945 roku sprawę zaczęto badać.
Jurkiewicza uderzyło podobieństwo obu historii, a ponieważ jedną z nich znał dobrze, postanowił przyjrzeć się drugiej. Przeczytał wszystkie oświadczenia byłych więźniów dotyczące wybiórki z 23 kwietnia 1941 roku. Rzadko pada nazwisko Batki, nigdzie – Pronobisa, a same relacje często są sprzeczne. Lansowaną wersję potwierdzają tylko relacje z drugiej ręki – rodziców i siostry nieżyjącego już Pronobisa oraz jego szkolnej koleżanki, Danuty Czech.
Jurkiewicz wysłuchał taśm, na których nagrano relacje. Słychać na nich głos pracownika muzeum, który naprowadza opowiadających na właściwy tor. – Pronobis nie znał nazwiska swego wybawcy („Musiał być strasznym niewdzięcznikiem, żeby się nie dowiedzieć”), ale zdarzenie to tkwiło w nim tak mocno, że wciąż o nim rodzinie opowiadał – Jurkiewicz mnoży wątpliwości. – Dlatego zapewnie siostra po 25 latach pamiętała, że wybiórka nastąpiła w kwietniu 1941 roku, choć błędnie podaje nawet datę śmierci brata.
Ponieważ nikt z koronnych świadków nie przytacza nazwiska wybawcy, stwierdzenie, że wydarzyło się to w kwietniu 1941 roku, jest jedynym łącznikiem losów Batki i Pronobisa.
Dla Jurkiewicza była to jednak zbyt wątła podstawa. W archiwum Państwowego Muzeum natrafił na listy wysłane przez Pronobisa z obozu do rodziny i na jego życiorys napisany tuż po wojnie. Z listów jednoznacznie wynika, że w pierwszej połowie 1941 roku więzień nr 9313 przebywał w bloku 5 „więźniów młodocianych”, a więc nie mógł uczestniczyć w wybiórce. Życiorys zaś podważa wiarygodność relacji rodziców i siostry – Pronobis opisuje swój pobyt w Buchenwaldzie, ani słowem nie wspominając o Auschwitz. Udział Pronobisa w wybiórce wykluczają również jego koledzy z Mościc, przywiezieni do Auschwitz razem z nim transportem z Tarnowa.
W wyniku studiów i działań Jurkiewicza w 1988 roku sześciu byłych „młodocianych” więźniów przysłało do Muzeum wspólne oświadczenie zaprzeczające lansowanej w mediach wersji. Jadwiga Dylówna-Sediwy, bliska koleżanka żony Mieczysława Pronobisa, Ireny Bereziuk, napisała z kolei: Irena oświadczyła mi, że to nieprawda, bo jej jako żonie Mieczysława nic o tym nie wiadomo (o uratowaniu go przez prof. Batkę – przyp. BW). Pisała protesty przeciwko tym publikacjom do różnych redakcji i instytucji, ale nikt jej nie wierzył i nie wydrukował żadnego sprostowania.
– To historia szyta grubymi nićmi – mówi Adam Jurkiewicz. – Oparta na relacjach najbliższej rodziny, ale z jakiegoś powodu nie wysłuchano żony Pronobisa (zmarła w 1987 roku), którą poznał jeszcze w obozie Birkenau. Dlaczego? Zapewne dlatego, że nie chciała złożyć fałszywych oświadczeń. Byli więźniowie, Józef Stós i Stanisław Serafini, mówili mi, że pani Czech również ich próbowała do tego namówić.
Nie jest nawet pewne, czy Marian Batko rzeczywiście dobrowolnie wystąpił z szeregu w czasie wybiórki, a jeśli to nastąpiło, to już nieodgadnione są tego powody. Oświadczenia świadków brzmią sprzecznie. Mówi się o starym nauczycielu „zmuzułmaniałym”, zniszczonym, który wystąpił lub został przypadkowo wypchnięty. Rysują się cztery możliwości: został wybrany, został wypchnięty, wystąpił lecz nie wiadomo za kogo, wystąpił nie wskazując za kogo. Jest też możliwa jeszcze inna wersja. To nie Batko wystąpił, lecz Wincenty Rejowski, nauczyciel z okolicy Nowego Sącza. W książce bunkra „Lehrer” zapisano tylko przy nazwisku Rejowskiego.

*
Trudno wyprostować to, co raz zostało wykrzywione. Po latach walki z komunistyczną propagandą, nawet po upadku komuny Adam Jurkiewicz ma wrażenie, że walczy z wiatrakami. Na badania przeznaczył własny czas i pieniądze. Tkwił w archiwach, jeździł po Polsce, szukał świadków, by wyświetlić prawdę. Pilnie śledzi prasę i wyłapuje każdą publikację przedstawiającą prawdziwą wersję zdarzeń. Ukazują się bardzo rzadko. Fałszywe relacje – o wiele częściej. W ciągu 10 lat było ich grubo ponad setkę.
Niezrozumiałe stanowisko zajęło Muzeum. Kierownik działu historii wymyśliła tę opowieść. Dyrektor Smoleń opowiadał ją w telewizji. Inny pracownik popularyzował na łamach „Głosu Nauczycielskiego”. Jednakże oficjalnie Muzeum nie zajęło stanowiska w sprawie Mariana Batki i Mieczysława Pronobisa. Kiedy Jurkiewicz napisał rozprawę, dyrekcja Muzeum podziękowała mu za trud, ale odmówiła opublikowania tekstu z powodu braku pieniędzy.

W połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku sytuacja staje się paradoksalna. W mediach propaguje się sfałszowaną wersję zdarzeń, a Muzeum milczy. Wiadomo, że dopuszczono się mistyfikacji, lecz legenda panoszy się na kartach dzieł naukowych. (Po ukazaniu się w Niemczech Kalendarium obozu dyrekcja jednego z monachijskich gimnazjów zwróciła się do Muzeum o materiały dotyczące Batki i Pronobisa, ponieważ zamierzała nadać swojej szkole ich imię). W Muzeum odbywają się sesje organizowane przez ZNP, podczas, których mówi się wciąż o tym, że Batko uratował Prnobisa, na przykładzie tej opowieści wychowuje się dzieci w szkołach. – Czy w celach pedagogicznych można fałszować historię? – pyta Jurkiewicz i wysyła kolejne sprostowania do gazet, mimo że ich nie publikują.
*
Danuta Czech nie złożyła wyjaśnień. Motywy, które nią kierowały i podstawy na jakich połączyła losy Batki i Pronobisa, pozostają nieznane. Trudno jednak przypuszczać, by były to motywy osobiste. Jeśli pracownik działu historii celowo pomija dokumenty a przeszłość rekonstruuje na podstawie relacji z drugiej ręki, z pewnością nie robi tego z nieprzymuszonej woli. Czech była sekretarzem partii komunistycznej w Muzeum. Może zwierzchnicy z partii podsunęli pomysł?
Zestawienie dat wskazuje na cel, który przyświecał autorom i propagatorom pięknej opowieści. Losy Batki i Pronobisa Danuta Czech skojarzyła w październiku 1972 roku w okresie przygotowań do uroczystości kościelnych na terenie byłego obozu Birkenau w pierwszą rocznicę beatyfikacji ojca Kolbe. „Głos Nauczycielski” rozpoczął kampanię w 1979 roku, a więc w roku pierwszej wizyty papieża Jana Pawła II w Polsce. Program „Świadkowie” emitowany był 7 czerwca tegoż roku na kilka dni przed mszą św., którą papież odprawiał w Brzezince. Redaktorzy programu wyrazili specjalne podziękowania towarzyszowi Kuberskiemu, kierownikowi Wydziału Organizacji Społecznych Komitetu Centralnego PZPR, byłemu ministrowi oświaty, który zainspirował redakcję do zaprezentowania niezwykłej historii…
Nie trzeba szczególnej przenikliwości, aby zrozumieć, jaki był cel kampanii prowadzonej w prasie całego kraju. Historii ofiary ojca Kolbe usiłowano przeciwstawić czyn Mariana Batko, którego przedstawiano jako człowieka o wybitnie lewicowych poglądach, niemalże socjalistę z przekonania – napisał nowy dyrektor Państwowego Muzeum do Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem. List dotarł do adresatów, ale do nie społecznej świadomości.
*
– Nie zamierzałem wyrzucać z naszej pamięci ani Batki, ani Pronobisa – tłumaczy Adam Jurkiewicz. – Nie mogę jednak przejść spokojnie obok próby fałszowania historii. Bez wątpienia nasza pamięć należy się Mieczysławowi Pronobisowi, Maranowi Batce, znakomitemu pedagogowi, aresztowanemu za prowadzenie tajnego nauczania i Wincentemu Rejowskiemu, nauczycielowi spod Nowego Sącza, który trafił do Auschwitz za kolportowanie podziemnych gazetek. Tylko ci dwaj nauczyciele, którzy znaleźli się wśród 10 więźniów wybranych 23 kwietnia 1941 r. zginęli w obozie męczeńską śmiercią głodową. Związek Nauczycielstwa Polskiego, korzystając ze sfałszowanej historii, tylko Batkę uczynił swym patronem. O Rejowskim zupełnie zapomniano. Czy to nie smutne?
Adam Jurkiewicz zmarł w 1997 roku ze świadomością, że przegrał walkę o prawdę. Dopiero w dziesięć lat po jego śmierci Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau opublikowało na swojej stronie internetowej teksty dwóch naukowców potwierdzające ustalenia Jurkiewicza i rozprawiające się z mitem. Dr Piotr Setkiewicz, znakomity i bardzo rzetelny historyk, szef działu naukowego Muzeum, napisał:
Bez wątpienia istniało wówczas polityczno-propagandowe zapotrzebowanie na upowszechnienie historii człowieka, który oddał swe życie aby uratować współwięźnia w podobnych okolicznościach, jak uczynił to Maksymilian Kolbe.
Z satysfakcją zatem podkreślano w ówczesnej prasie fakt, że Batko złożył swe życie w ofierze kilka miesięcy wcześniej niż ojciec Kolbe, czyli – był pierwszy; w takim ujęciu Kolbe powtórzył tylko czyn Batki, a zatem był jego naśladowcą. Nie wdając się w dość wątpliwe etycznie dywagacje należy zauważyć, że w trakcie lipcowej selekcji Kolbe z pewnością wiedział, jaki los spotka wybranych.
Selekcja z 23 kwietnia była pierwszą tego rodzaju w obozie i nikt z obecnych na placu apelowym nie mógł zapewne przypuszczać, że wskazani przez Lagerführera więźniowie zginą śmiercią głodową. Decydując się na swe wystąpienie Marian Batko miał jednak niewątpliwie świadomość, iż będzie musiał odcierpieć surową karę: wielu dni pobytu w bunkrze, wielu razów zadanych kijem, mógł się nawet spodziewać kary śmierci przez rozstrzelanie.
Ci sami dyspozycyjni dziennikarze starali się uwypuklić rzekomo lewicowe poglądy Mariana Batki, określając go nawet mianem świeckiego świętego. Tezę tę miały potwierdzać wypowiedzi byłych uczniów Batki o jego niechęci wobec polityki przedwojennych władz. W kręgach przedwojennej polskiej inteligencji nastroje opozycyjne w stosunku do autorytarnych metod sprawowania rządów były jednak stosunkowo szeroko rozpowszechnione i niekoniecznie musiały świadczyć o niemalże komunistycznych przekonaniach Batki. Wręcz przeciwnie, fakt, że zgłosił się on jako ochotnik do wojska w chwili, kiedy wskrzeszonej po latach niewoli ojczyźnie zagrażało niebezpieczeństwo ze Wschodu, świadczy nie tylko o jego patriotyzmie, lecz i o pragnieniu walki z systemem, z którym rzecz jasna nie mógł się identyfikować.
Teksty o „świeckim świętym” do dziś ukazują się w mediach.
Archiwum PMA-B Adam Jurkiewicz (z lewej) i Jerzy Bogusz – więźniowie z pierwszego transportu do Auschwitz. Archiwum PMA-B Archiwum PMA-B Archiwum PMA-B Archiwum PMA-B